wtorek, 7 maja 2013

Jest coraz lepiej

Jeśli chodzi o nasze kłopoty, to ogólnie biorąc jest coraz lepiej. Tegoroczny wyjazd na zakończenie zimowego sezonu przeszliśmy bez żadnych chorób, a to dla mnie wiele znaczy. Właściwie powoli zaczynam zapominać o tych koszmarnych latach, gdzie każdy wyjazd z domu, nawet na weekend kończył się jakimiś atakami astmy.
Na pewno wielką rolę odgrywają regularnie podawane leki. Poza tym przed każdym wyjazdem robię rozeznanie, czy nie będziemy mieli puchowych pościeli, grzybów na ścianach, grubych dywanów i wykładzin w pokojach. No i wyjeżdżamy uzbrojeni w zapas żywności dla młodzieży, co jest dość kłopotliwe w organizacji, ale zapewnia komfort w docelowym miejscu :)
Najmłodszy, już cztero i pół latek uchodzi w przedszkolu za jedno z bardziej odpornych dzieci. Tegorocznej zimy, która nie należała wprawdzie do najostrzejszych nie miał ani razu kalesonów. Grubej czapy też nie używaliśmy, tylko taką polarkową. W marcu i kwietniu biegał po domu w jednej bluzeczce, podczas gdy ja ciągle zakładałam dodatkowe skarpety i otulałam się polarowymi kocami :) Starsze dzieci tak samo. Z powodu choroby w zasadzie nie mają nieobecności w szkole (jedynie jelitówka ich nie ominęła).
Ze średnim synem (10 lat) skończyliśmy właśnie drugi sezon odczulania. Na razie trudno mi to jakkolwiek ocenić. Na pewno jest to wysiłek organizacyjny dla nas. Dziecko nie może tego dnia mieć sportowych zajęć, żeby nie podrażnić szczepionego miejsca. U nas w przychodni jest zawsze kolejka. Po zastrzyku trzeba czekać na miejscu ok. 30 min, czy nie nastąpi jakaś silna reakcja. Zwykle spędzamy tam ok. 2 godzin. Miałam też niemiłą przygodę w tym sezonie. Świeżo kupioną szczepionę po pierwszym użyciu pozostawiłam poza lodówką na kilka godzin i uległa zepsuciu. 250zł zmarnowałam. Miałam parę złych dni z tego powodu. Potem miła pani zgodziła się chować szczepionkę w szpitalnej lodówce :)
Teraz pylenie na całego, ale jakoś się trzymamy. Trzymajcie kciuki, byle do końca maja, potem już zwykle bywało dobrze.